Łukasz Rzepiński Łukasz Rzepiński
837
BLOG

Notka o ojcu "Orlę Lwowskie" i służba u Okulickiego

Łukasz Rzepiński Łukasz Rzepiński Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

  Pochodzę z dość specyficznej rodziny: mój ojciec był o dwa pokolenia starszy ode mnie i o wiele starszy od mojej mamy. Z tego powodu straciłem go wcześnie; byłem niestety zbyt młody i zbyt głupi aby spisać jego przebogate opowieści. W głowie pozostały mi jedynie szczątki. Oto jedna z tych opowieści. Mój ojciec nazywał się Czesław Rzepiński i był malarzem.

 

Część druga.

Pierwsza notka Historia jak z "Pianisty" - oficer Wehrmachtu

 

Ojciec najwyraźniej grzecznym chłopcem nie był. Był to rok 1918 a na polach Galicji leżała masa pocisków austrowęgierskich. Opowiadał jak to zebrał ich cały naręcz, wysypał z nich proch, zbudował prowizoryczną armatę, która jednak okazała się na tyle skuteczna, że była po wystrzale w stanie zerwać dach z pobliskiej stodoły. Bura od ojca.

Inna bura od jego ojca to lekcja wychowania obywatelskiego. Wybrał się „w Polskę” wagarować i poruszał się na dachach pociągów. Gdy po powrocie opowiedział to zdenerwowanej rodzinie to pierwszymi słowami ojca było „Co? Na gapę? Państwo oszukiwałeś?”. Dodajmy że właśnie był to 1918 i odrodziła się Polska.

W domu rodzinnym wisi grafika przedstawiająca owego dziadka – elegancki surowy pan z sumiastym wąsem. Trzyma na kolanach małą dziewczynkę – Helenę. Helena była uzdolniona aktorsko i ... miała powodzenie. Z tego powodu w domu bywali różni apsztyfikanci. Jednym z nich był Leopold Okulicki. Jeden z późniejszych przywódców Powstania Warszawskiego – „Niedźwiadek”.

Wybuchły walki o Lwów. Ogłoszono pobór ochotniczy. Całe liceum i gimnazjum mojego ojca zgłosiło się do poboru. Przyjmowano chłopców od 16go roku życia. Ojciec miał tylko 14...

Zmienił sobie w dokumentach datę urodzenia i zgłosił się do wojska wraz z innymi młodocianymi. Gdy przyszła jego kolej, przewodniczący komisji poborowej patrzy z niedowierzaniem. „A zezwolenie od rodziców masz?” – pyta. „Nie mam, ale zaraz napiszę”. Ta odpowiedź spodobała się, ojciec wraz z innych chłopcami dostał skierowanie na front. 14 latek.

Poborowych chłopców wsadzono do pociągu, jako tako umundurowano i uzbrojono. Ponieważ ojciec był mały to dostał krótki karabinek kawaleryjski. W pociągu młodzi chłopcy zmieszali się z doświadczonym wojskiem. A wojsko doświadczone i ... pijane. Karczmiane dowcipy latają w powietrzu. Wkrótce jakiś sierżant z kapralem popili i jeden zasnął a drugi zaczął bawić się swoim rewolwerem. Nagle strzał. Kapral powiedział „o mamo” i osunął się na ziemię. Bawiąc bronią się wypalił się w siebie. Sierżant zbudził się i nadal pijany widząc mojego ojca i martwego kaprala, chwycil chłopca i wypycha go rozwścieczony przez okno. Z trudem inni pijanego sierżanta odciągnęli.

Nie wiem na jakim etapie rodzice dowiedzieli się o tym, ale kazali Leopoldowi Okulickiemu dyskretnie opiekować się ojcem. Trafił do jego plutonu – szturmowego. Szturmowego dlatego, że wyposażono go w poniemieckie hełmy. Przemarsz w okolice Lwowa. Bardzo długi przemarsz w zamieci. Nie można iść po drodze gdyż kładzie na nią ogień ukraińska artyleria. Chłopcy brną w zaspach śniegu, prawie wszyscy płaczą z wyczerpania.

Trafili na swoje stanowiska. Ojciec jako mały 14 latek musiał podkładać sobie pod stopy 2 cegły aby pełnić wartę. A wartę pełnić trzeba czujnie – często podchodzą ukraińscy zwiadowcy, przecinają kable telefoniczne albo celowo trzęsą potykaczami – drutami z przywiązanymi puszkami.

Trwają jakieś walki. Gdy pytałem ojca czy kogoś zabił odpowiada że nie wie, bo były jakies ataki i strzelał razem z innymi. W trakcie walk jeden z weteranów pierwszej wojny, któremu kula przeszła przez oba policzki, zaznaje nieszczęśliwie identycznego trafienia, przez te same otwory, tylko w odwrotną stronę.

Jednostka (kompania zapewne) ma 2 zacinające się karabiny maszynowe. Któregoś razu przychodzi Okulicki i mówi – mamy tylko 2 karabiny maszynowe. Musimy pójść do Ukraińców po nowe. Ochotnicy wystąp!

Tup-tup. Cały pluton jak jeden mąż wystąpił. Okulicki pokiwał głową z uznaniem. „Ty nie idziesz” – cofnął ojca do okopu.

Szturm poszedł gładko, zdobyto karabiny maszynowe, bez strat. Poza jedną... ktoś z własnych żołnierzy cisnął pod nogi granat Okulickiemu. Wyglądał na zupełnie zmasakrowanego.

Żołnierze siedzieli w zimnie wokół ogniska – z przodu gorąco, z tyłu zimno. Szerzyła się czerwonka. Z tego powodu ojciec dostał wypis z frontu.

Przy okazji odwiedził w szpitalu Okulickiego – cały był zabandażowany – 19 ran.

Trafił pod Krakowem do służb tyłowych – pilnowania magazynów amunicji. A był to okres napięcia bo właśnie uderzyli Czesi. Do magazynów przychodzili komunistyczni dywersanci. Któregoś razu odbywając wartę, ojciec dostrzegł postać kręcącą się wśród skrzynek. Zdjął karabin i krzyknął na tamtego. Mówił że mógł strzelić, ale co innego strzelać na froncie, a co innego w twarz człowiekowi. Tamten uciekł.

Po wojnie zgłosił sie z powrotem do liceum. Dumnie w mundurze. Profesor łaciny pyta go o ten mundur a słysząc odpowiedź mówi: „taak? Na wojnie pan był? To ludzi pan mordował!” – i od tej pory traktował surowo.

Ojciec otrzymał medal „Orląt Lwowskich”. W 1939 kiedy znalazł się na Ukrainie musiał go wyrzucić, aby uniknąć represji ze strony chłopów ukraińskich.

Siostra do której smalił cholewki Okulicki nieszczęśliwie zginęła z całym rodzeństwem w 1939 gdy bomba lotnicza uderzyła w budynek w Łodzi, gdzie przebywali. Rodzice przeżyli wojnę w Krakowie.

Okulicki jak wiadomo zginął w Moskwie. Ojciec po 1989 z przejęciem oglądał udostępnione materiały z procesu. Do końca życia nosił się z zamiarem namalowania jego portretu, ale nigdy tego nie uczynił.

37 lat, pracuję jako specjalista w Oslo pisuję głównie o historii i ekonomii ostatnio o podrózach, mentalności Skandynawów i Chińczyków

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura